Tydzień był potworny. Wspaniały i potworny. Dawno nie czułam się tak źle, jak ostatnio. Trochę niechciana, trochę niezrozumiana. Wściekła.
Wszystko się nawarstwiło. On jest obojętny, znowu przesadził.
Rano już myślałam, że wszystko sobie w głowie poukładałam. Wstałam chora chociaż zadowolona. Trzeba odpuścić, w końcu mam przy sobie takiego wspaniałego człowieka! Zebrałam się szybko, chciałam go zobaczyć natychmiast i uścickać. Uściskiem przeprosić za wszystkie bardzo złe myśli, które ostatnio kłębią się w mojej głowie. Zebrałam się szybko. Autobus. Stop. Jestem. Wszyscy ucieszyli się niesamowicie, że się pojawiłam. Ale jego pierwsze pytanie "na długo przyjechałaś?" spierdoliło wszystko. Nieważne, przełknęłam. Kilka godzin później znów wystrzelony. Nie pisałam się na to mówiąc "tak".
to już nie mój klimat
po chuj człowiek wychodzi za mąż